Przygoda w kuchni zaczęła się chyba w pieluchach
Było to dawno dawno temu :) pamiętam jak z sąsiadki córką razem się bawiłyśmy. kłóciłyśmy a potem znów bawiłyśmy.. ona była młodsza o rok ale jakoś dogadywałyśmy się, może dlatego że mieszkałyśmy najbliżej i nie było wyjścia. Pewnego razu, kiedy rodzice byli chyba w polu zresztą nie pamiętam, a my w domu miałyśmy siedzieć grzecznie 6 i 7 latka, dwie dumne i odpowiedzialne :) pomyślałyśmy o zacierce na mleku.. moja mama zacierkę robiła w misce a jej mama na stolnicy..i tu był dylemat :miska czy stolnica? No i wyszło na moje bo byłam starsza .. dałyśmy mąkę i jajka i...... za dużo wody no i ciasto się skleiło, cóż było robić.. wyciągnęłyśmy stolnicę i zagniotłyśmy ciasto, obie żeby było sprawiedliwie i trzeba było zmienić plany, nie zacierki a kluski .. oczywiście wałkiem rozwałkowałyśmy i potem mleko nastawiłyśmy na ogień, niestety gazu jeszcze nie było tylko kuchnie takie z fajerkami.. jedna mieszała mleko by nie wykipiało a druga kroiła połowę klusek a potem zmiana .. dodałyśmy te kluski ale oczywiście klusek było za dużo , w drugi garnek wstawiłyśmy jeszcze trochę mleka bo na wsi nie było z tym problemu, potem dodałyśmy bo wiadomo już wtedy było ze kluski nam się rozgotują (może instynkt, a może gdzieś to się już słyszało).. No i takim sposobem wyszło nam cały garnek klusek na mleku radość ogromna, cala kuchnia w mące i my też, ale kiedy rodzice wrócili i moja mama po mnie, to dopiero było chwalenia i cala rodzina jadła nasze kluski na mleku i moja mama też musiała zjeść .. hihhi taka była moja pierwsza przygoda z gotowaniem..
Potem pamiętam ze gotowałam jakąś zupę kartoflankę z kluskami skubanymi , siedząc sama w domu.. Tak że jak tylko sięgnę pamięcią, to w kuchni zawsze coś tam grzebałam i pichciłam.
Pamiętam tez jak pierwszy raz z kuzynką gotowałyśmy budyń według przepisu na opakowaniu, który razem czytałyśmy ze zrozumieniem i wtedy uznałyśmy że czytanie przepisów to bardzo interesująca rzecz. :)
Pomagałam też przy ciasteczkach i bardzo wcześnie lepiłam pierogi.
Nie chwalę się tu absolutnie, właśnie wspominam jak to fajnie było uczyć się gotować i mieć wyrozumiałą mamę. Kiedy miałam ok 12 lat mama poszła do pracy i zostawiała mi karteczki co mam nastawić na obiad, a przyprawiałam już sama :) nie zawsze się udawało ale co tam..Czasem wystarczyło ze obiad był zjadliwy .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz co myślisz o potrawie, nie zostawiaj reklam ani linków. Nie troluj.